sobota, 2 listopada 2013

Tatry Zachodnie inaczej cz. II - Ryki i wyrypa na Jakubinie

Wędrując po Tatrach we wrześniu i październiku, nawet po najrzadziej odwiedzanych przez turystów rejonach, ciszy nie zaznamy. W tym okresie największym przedstawicielom kopytnych w Tatrach, czyli jeleniom szlachetnym, towarzyszą miłosne uniesienia zwane rykowiskiem. Głośne niskie ryki samców (byków) rozchodzą się niemal po każdej dolinie i są jednym z najbardziej widowiskowych, a zarazem tajemniczych zjawisk w leśnym świecie zwierząt jesienią. Podczas naszych wędrówek po górach wielokrotnie je spotykaliśmy, jednak nie aż na tak dużą (i głośną) skalę jak w czasie wycieczki przez pasmo Otargańców i jego kulminację Jakubinę.




2 października 2013

Super chatka, niesamowita kotlina

Noc w chatce minęła nam nad wyraz spokojnie, wieczorne lekkie obawy okazały się bezpodstawne. W lesie i na polanie panowała niemal grobowa cisza, a jedynymi dźwiękami jakie można było usłyszeć w okolicy to przeraźliwie głośne skrzypienie desek na pryczy podczas każdego, niemal najmniejszego ruchu. Rok wcześniej, gdy spaliśmy w chatce w Dolinie Jamnickiej, nie mieliśmy takiego komfortu. Chatka była wówczas w centrum rykowiska kilku rywalizującymi o względy łań jeleni. Tamtej nocy niewiele pospaliśmy, a Basiula do dziś wspomina jak została przestraszona przez ryk byka podczas wyjścia na zewnątrz za potrzebą :)

Jeszcze przed wschodem słońca, w przenikliwym zimnie, znów toczymy walkę z rozpaleniem pieca. Wysiłek się opłacił, rozgrzewające śniadanie i herbata zahamowały szczękanie zębów. Do wyjścia jesteśmy gotowi chwilę przed godz. 7. Schodzimy w dół końcem grzbietu Barańca do Kotliny Liptowskiej – wielkiej jednostki geomorfologicznej, która wciśnięta jest pomiędzy Tatry i Góry Choczańskie (od północy), Niżne Tatry i Kozie Grzbiety (od południa), natomiast od zachodu ogranicza ją Wielka Fatra. Jest jedną z najwyżej położonych kotlin w całych Karpatach. Widok promieni wschodzącego słońca oświetlających kotlinę pełną pól uprawnych i łąk oraz małe miasteczko Liptovsky Hradok, napawa nas radością i daje kopa pozytywnej energii na cały dzień.

Początek dnia na polanie


Widok na Kotlinę Liptowską, w tle Niżne Tatry

Kotlina Liptowska i Liptovsky Hradok w porannych promieniach słońca



.
Jak to jest z tymi jeleniami?

Gdy docieramy do południowego podnóża Tatr, przez dosłownie kilka minut idziemy Tatrzańską Magistralą (czerwonym szlakiem) by następnie odbić w lewo na niebieski szlak do Wąskiej Doliny (Uzka Dolina). Po 20 min dochodzimy do miejsca, gdzie Wąska Dolina rozdziela się na dwie: Raczkową i Jamnicką, a między nie wciśnięte jest pasmo Otargańców, stanowiące boczną grań Tatr Zachodnich. Jesteśmy na wysokości 950 m n.p.m. a naszym celem jest osiągnięcie najwyższej kulminacji pasma – Jakubiny (2194 m n.p.m.). Łatwo obliczyć, że do pokonania mamy ponad 1240 m przewyższenia, a to jak na warunki tatrzańskie jest całkiem sporo. Jakoś nie chce się nam wierzyć w zapewnienia na szlakowskazach, że na szczycie Jakubiny będziemy za 3,5 h. Z doświadczenia wiemy, że Słowacy żyją w innej górskiej „czasoprzestrzeni” i w wielu wypadkach ich oznaczenia czasowe są nierealne do wykonania. Warto o tym pamiętać planując wycieczki u południowych sąsiadów. Spośród szlaków o kolorze żółtym, niebieskim i zielonym wybieramy ten ostatni i powoli pniemy się pozbawionym lasu grzbietem. Już na samym początku jest dość stromo. Marszowi ku górze ciągle towarzyszą donośne porykiwania byków, słyszane raz z Doliny Jamnickiej, raz z Raczkowej, niczym rywalizacja drużyn jeleni z dwóch sąsiednich dolin. 


Masyw Barańca widziany z początków podejścia grzbietem


.
Główną gwiazdą naszej wyprawy (a zarazem tego postu) jest jeleń szlachetny (Cervus elaphus). Gatunek ten został sprowadzony w Tatry w latach 1850-1860 przez Aladára Salamona, do którego należała wówczas Jaworzyna. Na obszarze Tatr liczbę tych zwierząt ocenia się obecnie na ok. 1500 sztuk. Jednym z najbardziej spektakularnych momentów w życiu jeleni jest niewątpliwie rykowisko, które przypada na wrzesień i pierwszą dekadę października. O jego terminie decyduje przede wszystkim długość dnia oraz pogoda, a intensywność jelenich godów stymulowana jest również liczbą samic w okresie owulacji. Na trzy miesiące przed okresem rykowiska żyjące w grupach samce (byki) rozdzielają się i samotnie przygotowują się do przejęcia kontroli nad stadami łani (zwanych chmarami), intensywnie żerują i nabierają masy by jak najlepiej przetrwać czas godów. Za sprawą większej ilości wydzielanego testosteronu zyskują bujną grzywę, a wraz z rozwojem masy gruby kark, który obok poroża jest cechą szczególnie przydatną w walce. Walka jest jednak ostateczną formą konfrontacji dwóch samców. Wcześniej byki rywalizują między sobą na ryki, demonstrują siły łamiąc porożem drzewka czy wyrywają kępy trawy. Gdy to nie wystarczy, by odgonić rywala od chmary, byki wytaczają swe najcięższe działa – poroża. Poroże jeleni, zwane wieńcem, to dwie łukowato wygięte tyki, o długości nierzadko przekraczającej jeden metr, uzbrojone w liczne odnogi. W trzecim roku życia wieniec przyjmuje kształt co najmniej szóstaka, czyli trzy odnogi na przynajmniej jednej z tyk, a w 8-9 roku życia, kiedy to osobnik osiąga pełnię dojrzałości, wieńce mają 5-10 odnóg na jednej tyce, czyli mają kształt od piątaka do dziesiątaka. Tak uzbrojone wieńce ważą nawet kilkanaście kilogramów i są jednym z ważniejszych argumentów w konfrontacji z przeciwnikiem. Gdy dochodzi do starcia na wieńce nie trwa ono długo, ale jest intensywne i wyczerpujące, przez co jelenie nie walczą częściej niż raz na 5 dni. Nierzadko zdarza się, że wskutek odniesionych ran jeden z osobników ginie. Zaangażowane w rywalizację o względy u łań samce zapominają o jedzeniu, a stan miłosnych uniesień i związanych z nią wyrzeczeń jest przyczyną znacznej utraty wagi, dochodzącej do 30% ogólnej masy ciała! (dorosły jeleń waży średnio 200 kg).

Jakież to ciekawe uczucie, kiedy chór ryczących jeleni towarzyszy w chwilach ciężkiego podejścia, co chwilę dając do zrozumienia nam i całemu leśnemu zwierzyńcowi kto tutaj rządzi. Gdy wreszcie po ponad dwóch godzinach wychodzimy ponad granicę lasu, w okolicach pierwszego z wierzchołków pasma Otargańców Ostredoka (1674 m n.p.m.) spotykamy dwóch Słowaków. Wspólnie podziwiamy roztaczającą się wokół panoramę, pytamy o widoczne szczyty w Niżnych Tatrach, aż w końcu jeden z nich próbuje nawiązać kontakt z bykami w dole doliny i zaczyna ryczeć. Jednak jego wysiłki na nic się zdały, żaden z jeleni nie odpowiedział na jego zaczepki, widocznie uznany został za zbyt słabego osobnika nie wartego uwagi. 

Grań Barańca

Wiele wierzchołków pasma Otargańców

Pasmo Rohaczy w chmurach



.
Ciężko, zimno i śnieg – Jakubina do poprawy

Wraz z nabieraniem przez nas wysokości pogoda zaczyna się zmieniać, okolica zostaje przykryta przez chmury, wiatr zaczyna mocniej wiać co utrudnia poruszanie. Grań Otargańców jest miejscami mocno eksponowana, dlatego w trudnych warunkach należy zachować czujność. Jest też bardzo urozmaicona – wierzchołek, przełęcz, wierzchołek, przełęcz i tak do znudzenia. Na mapie zaznaczone są tylko najważniejsze – Ostredok, Niżna Magura, Pośrednia Magura i Wyżna Magura, w rzeczywistości wierzchołków jest o kilka więcej. Taka rzeźba jest dość wymagająca, fizycznie i psychicznie. Pokonujesz jedno podejście, już myślisz, że jesteś bliski końca, a tu nagle na szczycie okazuje się, że do głównego szczytu jeszcze szmat drogi i kilka wierzchołków oraz przełączek do pokonania. Uffff… 

Ile jeszcze będzie tych wierzchołków?



.
Robi się coraz zimniej. W okolicy Pośredniej Magury (2050 m n.p.m.) doświadczamy pierwszego w sezonie 2013/2014 opadu śniegu. Co prawda jest on niewielki, ale zawsze. Grań Rohaczy, Bystrej i Barańca zakryte zostały już przez chmury. Ścieżka i silny wiatr powoli zaczynają dawać się nam mocno we znaki. Przed podejściem na Wyżnią Magurę (2095 m n.p.m.) robimy sobie postój i solidnie napełniamy żołądki. Potrzebujemy jeszcze sporo energii na zejście aż do samego początku Doliny Chochołowskiej. Zmiana pogody trochę pokrzyżowała nam plany, początkowo chcieliśmy przespać się jeszcze jedną noc w chatce w Raczkowej Dolinie i dopiero następnego dnia wrócić do Zakopanego. Aura w górach szybko potrafi zmienić plany. 
Po ponad 5 h od rozstaju szlaków w Wąskiej Dolinie stajemy na szczycie Jakubiny. Zmęczeni, zmarznięci, przewiani, ale szczęśliwi. Chronimy się przed wiatrem za usypanym murkiem z kamieni i chętnie pooglądalibyśmy okoliczne krajobrazy, gdyby chmury nam w tym nie przeszkadzały. Tu i ówdzie coś się spod nich odsłania, ale to jest tylko namiastka tego, co można podziwiać przy sprzyjającej pogodzie. Jakubina, jak i Baraniec do poprawy!    

Ostatnie kroki do wierzchołka Jakubiny

Bandyta na szczycie

Idziemy w kierunku Jarząbczego Wierchu

Rohacze już odsłonięte, dalsza grań Tatr Zachodnich dalej w chmurach



.
Ostatnim (patrząc od południa) wierzchołkiem grani Otargańców, a zarazem należącym do głównej grani Tatr, jest Jarząbczy Wierch (2137 m n.p.m.) oddzielony od Jakubiny o 10 min marszu. Wracamy do naszej ojczyzny, a wiatr, który tak silnie żegnał nas na Słowacji, jeszcze mocniej wita nas po polskiej stronie. Idąc w kierunku Kończystego Wierchu nieomal nas przewrócił. Moja kurtka nie jest przystosowana na aż tak mocne podmuchy wiatru, jest mi zimno, dlatego też szybko chcę uciec jak najniżej, a najlepiej schronić się w lesie. Niemal zbiegam zielonym szlakiem z Kończystego Wierchu w kierunku Trzydniowiańskiego Wierchu, a następnie czym prędzej przez kosówkę i las schodzimy do Doliny Chochołowskiej.
 
Nie tylko jelenie, ale też kozice

   
Kolejna wyprawa dobiegła końca. Jak zawsze dała nam sporą dawkę pozytywnej energii na wiele dni. W następnym roku planujemy sprawdzić więcej chatek pod kątem możliwości przespania się w nich. Jest to naprawdę genialna sprawa, którą polecamy każdemu, a szczególnie w okresie rykowiska. A tak a propos, ciekawe ilu „rogatych osiłków” starło się między sobą podczas naszej wędrówki, ilu poniosło rany, a ilu zginęło…?

Zobacz trasę jaką pokonaliśmy w Tatrach Zachodnich jesienią 2013

30 komentarzy:

  1. Będąc w Zachodnich tej jesieni też się nasłuchaliśmy... :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna sprawa z noclegiem w chatce - też mi się w tym roku marzyło, ale niestety nie starczyło na to czasu :) No i Otargańce jesienną porą... Coś pięknego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też czuję się bardzo oszukana, kiedy myślę, że to już-już szczyt, a tu okazuje się, że nigdy nie jest tak wysoko, żeby nie mogło być jeszcze wyżej... Relacja bardzo inspirująca, weźmiemy tę trasę pod uwagę, kiedy już zdobędziemy wszystkie pieczątki w polskich Tatrach ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozazdrościć noclegu w chatce :)
    Wędrówki poza sezonem mają swój wielki urok, ale nie każdy może sobie na nie pozwolić :(
    Zdjęcia przepiękne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przynajmniej było słychać. a na osłodę kozice jak na dłoni. :)
    Piękna i ciekawa relacja. Bardzo dzięki.
    Pozdrawiam. :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Każdy zdobyty szczyt jest wart trudu :) widoki wynagradzają wszystko :]

    OdpowiedzUsuń

*Autorzy bloga zastrzegają sobie prawo do usuwania komentarzy, które w ich opinii uznane zostaną za wulgarne, obraźliwe i niezgodne z prawdą.