Ponad 100 lat temu, około 600 km od Zakopanego, ważyły się losy naszej narodowej perełki. Czy potraficie wyobrazić sobie Tatry Polskie bez Morskiego Oka, Czarnego Stawu Pod Rysami i majestatycznych Mięguszowieckich? Każdy najmniejszy fragment naszych Tatr jest bardzo ważny, w końcu mamy ich tak niewiele. Są jak kropla wody w morzu Karpat. Pomiędzy rozległymi, głównie lesistymi pasmami znalazły się góry o polodowcowym charakterze. Mnogość form postglacjalnych, pięknie i wyraźnie zachowanych, rysuje się jak na dłoni. Dbajmy więc o nie! Już i tak są mocno nadwyrężone beztroskim zachowaniem turystów. Niech ich flora i fauna żyje własnym rytmem. Nie dopuśćmy do sytuacji, gdy niedźwiedź żebrze o pokarm od turysty. Chociaż... czy czasem nie jest już za późno? Na to pytanie odpowiedzieliśmy sobie podczas pewnego czerwcowego wypadu w Tatry...
Ostatni
dzień czerwca witamy jeszcze przed świtem, by późnym porankiem rozpocząć
wędrówkę po Tatrach. Palenica Białczańska już tętni życiem. Na dawnej
pasterskiej polanie zamiast owieczek i owczarków „pasą się” mniej urokliwe
autobusy i samochody oraz turyści na fast food’owym śniadaniu. Pomimo sporej
klienteli, właściciele budek spożywczych nie mają tak lekko. Co wieczór
zmuszeni są wywozić towar w bezpieczne miejsce. Powodem tego stanu rzeczy są
misie, które przyzwyczaiły się do łatwego łupu w postaci resztek jedzenia i
splądrowanie takiego kiosku nie stanowi dla nich problemu. Nie pogardzą również
samochodem turystów, którzy zamarzyli spędzić noc w górach zostawiając swój
pojazd na parkingu. Wdrapanie się na dach lub rozbujanie samochodu to żaden
problem dla futrzastego spryciarza. Ba, jeżeli jeszcze coś ładnie
pachnie w takim autku. Któż nie przyzwyczaja się do wygody ;-)? W szerszym
gronie turystów czeka nas przejście Drogi Oswalda Balzera, nazwanej na cześć lwowskiego
profesora o austriackich korzeniach, który jako reprezentant rządu Galicji
skutecznie walczył przed sądem w Grazu (1902 r.) o rejon Morskiego Oka w sporze
z Węgrami. Ustalona po myśli Polaków ówczesna granica Galicyjsko-Węgierska
również dzisiaj zakreśla obszar naszego kraju. Pochodząca z przełomu XIX i XX
wieku droga biegnąca przez Dolinę Białki, wiedzie nas do pochodzącego z 1900
roku kamiennego mostu nad Pośrednim Wodogrzmotem Mickiewicza. Kawałek za nim
odbijamy zielonym szlakiem w kierunku Doliny Roztoki. Kamiennymi stopniami
wędrujemy wzdłuż Potoku Roztoka pomiędzy pasmem Wołoszyna (2156 m n.p.m.) a
Opalonego. Przypiekani mocnym słońcem znajdujemy ochłodę w bryzie Siklawy,
największego tatrzańskiego wodospadu. Około 70-metrowy spad ze ściany stawiarskiej,
która oddziela Doliny Pięciu Stawów Polskich i Roztoki wygląda bajkowo. W
rejonie tym jak na dłoni rysują się ślady działalności lodowców (m. in. kotły i
moreny), a polodowcowa forma progu stawiarskiego jest książkowym przykładem.
Nie mogę się oprzeć i podchodzę najbliżej jak się da (w miarę resztkowego
zdrowego rozsądku), by poczuć krople zimnej wody na gorącym ciele.
Za płaskimi skałami
na stokach Wyżniej Kopy, ponad progiem, naszym oczom ukazuje się kocioł
okraszony szmaragdowymi stawami, ponad którymi górują szczyty Opalonego Wierchu
(2115 m n.p.m.), Miedzianego (2233 m n.p.m.) i Szpiglasowego Wierchu (2172 m
n.p.m.). W Dolinie Pięciu Stawów Polskich, jak sama nazwa wskazuje, znajduje
się sześć jezior :-P. Nie, nie, to nie pomyłka. Tuż przy schronisku spotkamy
Przedni Staw, dalej Mały Staw, Wielki Staw – najgłębsze (79 m) i drugie po
Morskim Oku pod względem wielkości jezioro w Tatrach (aczkolwiek jest to kwestia sporna), Czarny Staw, Wole Oko i
Zadni Staw. Przechodząc obok stoków
majestatycznego Koziego Wierchu (2291 m n.p.m.), obieramy kierunek na południowy-wschód w kierunku Szpiglasowej Przełęczy. Wędrując pośród soczystej zieleni łąk,
obserwujemy czekające na nas podejście pod przełęcz, które z naszej perspektywy
wygląda jak narysowany od linijki zygzak. Pokonujemy trochę skał i łańcuchów,
by na siodle pomiędzy Miedzianym i Szpiglasowym Wierchem zobaczyć przed sobą
majestatyczne szczyty Tatr Wysokich. Odbijamy w kierunku szczytu i już po
chwili rozkoszujemy się cudowną panoramą. Na północnym-zachodzie Orla Perć
ukazuje się w pełnej okazałości, tuż za nią Walentkowy Wierch i dalej na zachód
Czerwone Wierchy i Bystra. Z zachodu na południowy-wschód wędrują Liptowskie
Mury. Południowo-wschodni krajobraz zdominowały Tatry Wysokie: Koprowy Wierch,
Cubryna, Mięguszowiecki, Wysoka, Rysy, Świstowy Szczyt i Lodowy. Uwielbiam ten
szczyt. Za każdym razem gdy na nim stoję, kręcę się w koło jak bączek i nie
mogę przestać. W trakcie takiego kręcenia się i upajania pięknem krajobrazu
poznajemy Kubę, miłośnika Tatr, a zwłaszcza wspinania i chodzenia własnymi
ścieżkami. Umawiamy się na późniejsze spotkanie w schronisku przy Morskim Oku.
Aż żal schodzić...
Wiosna latem |
Wielki Staw Polski pośród zieleni tatrzańskich łąk i kosówek |
Orla Perć w okazałości. Wielki masyw Koziego Wierchu robi wrażenie. |
Od prawej Cubryna, Mięguszowiecki Szczyt, wierzchołek Wysokiej, Rysy, Gerlach, Lodowy i Miedziane wieńczące najbliższą perspektywę |
Chcemy dzisiaj odwiedzić
jeszcze Wrota Chałubińskiego. Zawsze, gdy na nie patrzę, widzę jak promienie
słoneczne przedzierają się przez wąską przełęcz i sprawiają, że wygląda jak
przejście do nieba. Na drugi świat miejsce to zabrało w 1994 roku żonę wnuka Tytusa Chałubińskiego... Schodzimy do Dolinki za Mnichem i gdzieś
pomiędzy stawami Staszica rozkładamy plecaki i karimaty. Sjesta. Z otaczających
potoków nabieramy wody, odpalamy gaz i gotujemy wodę na barszczyk. Wybornie
smakuje w tym krajobrazie. Zupełnie nieświadomi towarzystwa istot trzecich (o
którym dowiemy się później) relaksujemy się rozsiewając „barszczykowy” zapach.
Naładowani energią podejmujemy wyrypkę na Wrota. Z dużymi plecakami na barkach
dostajemy trochę w kość. Mateusz klnie na namiot tachany na plecach. Docierając
na przełęcz zwalamy balast i witamy się z kameralną grupką
uśmiechniętych ludzi. Od razu nawiązujemy wesołą pogawędkę. Okazuje się, że niektórzy z napotkanego towarzystwa związani są z Planetą Gór – górskim portalem
społecznościowym. W ten weekend prowadzona jest akcja sprzątania Tatr i wiele
osób kochających te rejony chce choć trochę przysłużyć się naszym najwyższym
górom (my również się staramy). Dostajemy namiary na fajny nocleg i kolejne
zaproszenie na wieczorne spotkanie. Gwar rozmów przerywa nam huk. To kozice
śmigają po piargach, spuszczając kamienie w Dolinkę Piarżystą. Jeszcze ostatnie
spojrzenie na obłędnie turkusowy Wyżni Staw Ciemnosmreczyński i trzeba
schodzić. Nie mamy jeszcze konkretnego pomysłu na nocleg, a dużo dnia nam nie
zostało.
Wędrując w kierunku
Morskiego Oka obserwujemy ozdobionego wspinaczami Mnicha (2067 m n.p.m.).
Szczególne wrażenie robi północno-wschodnia ściana, posiadająca jedną z
najtrudniejszych dróg wspinaczkowych w naszych Tatrach. Przy Morskim Oku jak
zwykle sporo turystów. Zastanawiamy się nad noclegiem w mniejszym starym
schronisku. Kiedyś, podczas załamania pogody, przesiedziałam w nim kilka dni. W
miłym towarzystwie graliśmy w karty, co chwilę podrzucając drewno do pieca. Może
uda się dostać pryczę lub glebę? Jednak nie. Cena według nas jest grubo
przesadzona, zwłaszcza, że chodzi o niepewną podłogę… Zastanawiając się nad miejscem do kimania spotykamy Kubę (ze Szpiglasowego), który przekazuje nam bardzo ciekawą i
istotną informację. Podobno w momencie, gdy przebywaliśmy w rejonie Wrót
Chałubińskiego, Kuba widział w Dolince Za Mnichem niedźwiedzia. Od razu
pomyśleliśmy o woni naszej zupki, którą rozsiewaliśmy zupełnie nieświadomi niedalekiego towarzystwa misia. W tej sytuacji odpuszczamy beztroski
nocleg pod chmurką. Przypominamy sobie o propozycji ekipy z Wrót i postanawiamy
spróbować. Udało się. Więcej szczegółów nie możemy podać. Życzliwość ludzka
jeszcze istnieje ;-). Noc spędzamy w miliongwiazdkowym hotelu…
1 lipca 2012 r. Zanim
spłynął potok kamieni…
Wstajemy o świcie.
Około 600 chcemy wyruszyć w kierunku najwyższego szczytu
Polski. Przy Morskim Oku jest pusto. Przyjemnie jest stać w tym miejscu bez
tłumu ludzi. Jak dobrze, że Balzer wywalczył dla Polski to cudowne miejsce. Nad
ciemną taflą spokojnego jeziora dumnie prężą się Cubryna i Mięguszowieckie
szczyty (2372, 2438 i 2393 m n.p.m.). W depozycie zostawiamy większość bagażu
(w tym namiot :-P – zakładamy, że nie będzie nam potrzebny). Przechodząc wokół
jeziora przez limbowy las, uzupełniamy z potoków zapasy wody. Zapowiada się
gorący dzień. W niedługim czasie przechodzimy przez skalny próg do Czarnego
Stawu pod Rysami. Jest to typowo polodowcowe jezioro karowe, znajdujące się w
kotle wyżłobionym powyżej progu mającego charakter wygładu lodowcowego (o zaokrąglonym
przekroju). Spotykamy zaledwie garstkę ludzi. Niektórzy podążają na szczyt, a
inni wracają ze wschodu słońca na najwyższym punkcie naszych Tatr. Otoczony
wielkimi ścianami kocioł spowity jest jeszcze cieniem. Zza Niżnych Rysów
zaczyna zaglądać do nas słońce, a majestatyczna Kazalnica moczy stopy w
jeziorze. Z lewej spogląda na nas Żabia Lalka – kilkudziesięciometrowa turnia. Maszerując
pod górę po ruchliwych kamieniach w piarżystej scenerii, nie spodziewamy się,
że za parę dni słychać tu będzie ogromny huk… Chwilę później, stoimy ponad
tarasem Buli Pod Rysami i obserwujemy szczyty Żabiej Grani (do której należą
Rysy), które jak niemi rycerze na warcie wygrzewają się w porannym słońcu. Już
ponad 200 lat temu nasi górale określali rysami pożłobione zbocza Żabiego
Mnicha, Wyżniego Żabiego Szczytu i Niżnych Rysów. Potem „ochrzczono” tak nasze
obecne Rysy. Podobno doszukiwanie się nazwy najwyższego szczytu Polski od
ukośnego żlebu biegnącego wzdłuż grzędy jest błędne. Właśnie przez ten żleb
prowadzi czerwony szlak, który po przejściu grzędy odbija na grań. Trasa jest
dobrze zabezpieczona długim ciągiem łańcuchów. Mocno przygrzani słońcem
wdrapujemy się na południowo-zachodni wierzchołek Rysów (2499 m n.p.m.) – jeden
z trzech tworzących cały masyw. Kolejne dwa, najwyższy (2503 m n.p.m.) i najniższy
(2473 m n.p.m.) znajdują się po stronie słowackiej. Widoki są bezkresne.
Wielkie, poszarpane szczyty Tatr Wysokich na wschodzie oraz bardziej rozległe na
dalekim zachodzie. Dobrze, że jeszcze nie ma dużego tłoku. Nikt nie zakłóca mi
panoramy 360o. Jest to ostatni dzwonek przed nawałem tłumu.
Dumne i strzeliste Niżne Rysy. Żabia Grań ponad Czarnym Stawem. |
Żabie... Mnich i Lalka budzą się ze snu... |
Widok z najwyższego szczytu Polski . Od prawej panoramę rozpoczyna Gerlach, potem Staroleśny, Łomnica i Durny Szczyt, Lodowa Kopa na ostatnim lewym planie horyzont zamyka Lodowy. |
Na pierwszym planie słowacki wierzchołek Rysów. W tle otaczają je Wysoka (od prawej) i Gerlach (od lewej). |
Schodząc, mijamy już
kolejki turystów. Na grani niedługo utworzy się korek. Przyznam, że ze względu na
dużą popularność Rysów przez wiele lat omijałam ten szczyt. Na szczęście,
poranne wejście wypaliło i obyło się bez imprezy masowej na szczycie. Przy Morskim Oku wchodzimy w rzeszę półnagich turystów. Wiele osób bez względu na tuszę
eksponuje swoje kształty, a strój bikini, czy zwisające pod brzuchem szorty
(nie wiem co bardziej wisi) nie stanowią rzadkości. Kompletnie nie potrafię
się odnaleźć w takim tłumie będąc w górach. Dlatego szybko chcemy pokonać trasę
do Palenicy Białczańskiej. Dobrze, że w tym pędzie na dół czasem rozglądamy się dookoła. Niedługo za Wodogrzomtami wpadamy na Natalię i Kubę, naszych
kompanów z Gorganów i Norwegii. Jaki ten świat jest mały! We trójkę podążamy do
Krakowa, zostawiając Mateusza na campingu w Zakopanem - czekają na niego obowiązki studenta geografii.
Jak zwykle, żal wyjeżdżać
i żegnać się z Tatrami…
.
Cztery dni później...
Będąc w pracy, słyszę w radiu o lawinie kamiennej, która zeszła z Rysów. Zwał
kamieni pędzący spod Żabiego Konia na ścieżkę poniżej Buli Pod Rysami zniszczył odcinek
szlaku. Droga jest zamknięta na 20 dni...
*W tekście wykorzystano informacje zawarte w:
Tatry Polskie i Słowackie, Tomasz Nodzyński,
Barbara Zygmańska, Pascal 2002
Wikipedia
Dobrze Basiu czyta się te Twoje relacje zwłaszcza, że przy okazji przemycasz trochę wiedzy z przeróżnych dziedzin
OdpowiedzUsuńmamaMa
Wspaniałe zdjęcia z urokliwych miejsc (szczególnie podobają mi się Wrota do nieba;-), ciekawy tekst, bliski mi ;-) Słabo odnajduję się w tłumie...bo w górach kocham właśnie to, że można być z nimi sam na sam. Cieszyć się ich przestrzenią, spokojem, którym zarażają. Kocham góry i wpieram tych, którzy o nich piszą. Na prawdę świetne posty!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Freelia
http://www.freelia.pl/czlowiek-z-pasja-lukasz-muzyk-w-gorach-jest-wszystko-co-kocham
zamknięta na 20 dni, a my planujemy wejść na Rysy... i okazuje się, że dnia, którego przyjechaliśmy w radio mówią: od jutra można wejść na Rysy od strony polskiej! hip hip, hurrra! Byliśmy, oczywiście :) A Wrota Chałubińskiego i Szpiglasowy planuję zdobyć za 2 tygodnie, chociaż boję się, że krótki dzień i chłodniejsza aura trochę przeszkodzi... Pozdrawiam, www.silagor.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKolejna porcja wspaniałych zdjęć :)
OdpowiedzUsuńNa przyszły rok planuję Wrota Chałubińskiego. Wy daliście radę więc trzeba iść za Waszym przykładem :)
Uwielbiam zdjęcia spod buli pod Rysami, prawie każde jest podobne, ale mają w sobie jakiś czar :) patrząc z Rysów ile jest do przejścia "po tamtej stronie" uświadamiam sobie, że góry są cudowne.
OdpowiedzUsuń