piątek, 1 lutego 2013

Lodowa kraina baśni. Zimowy Beskid Wyspowy.


Zimowa kraina Beskidu Wyspowego skuta jest lodem, tak jak kiedyś serce złej Mogielicy. Przełęcz Gruszowiec zieje chłodem, jakby coś tu pękło, umarło. I choć tyle łez tędy spłynęło, tak wiele mogił wyrosło, miejsce to przyciąga i zachwyca. Stoję ponad chmurami, oślepiona promieniami słońca wędruję poprzez pola tęczowych diamentów i już sama nie wiem czy jestem w baśni, czy na jawie…




26 stycznia 2013 r.

Na sobotę zapowiadali silny mróz. Liczymy na wyż, który oprócz ostrego, mroźnego powietrza przyniesie słońce i piękne widoki. Póki co, poranek jest pochmurny, a smog krakowski drapie po gardle. Trzeba jak najszybciej stąd uciekać! Po 800 docieramy do Mszany Dolnej, skąd chcemy załapać busa do Kasiny Wielkiej. Jednak czas oczekiwania na przesiadkę okazuje się zbyt długi. Nie zwlekając, łapiemy pierwszy transport w kierunku Limanowej i wysiadamy w Przymiarkach, aby tam rozpocząć swoją „podróż koleją”. „Hu hu! Pociąg gotowy do odjazdu!”. Tylko kto ma robić za lokomotywę, odśnieżając jednocześnie nieuczęszczane już tory, a kto za wagon? Zaczynam ja, potem się zamienimy. Przemierzając ponad 3-kilometrowy odcinek torów, odbywamy podróż w czasie. Na blisko 130-letniej Karpackiej Linii Transwersalnej znowu pojawia się życie, a dokładnie czerwono-niebieski, dwuosobowy wehikuł czasu. Pod koniec XIX wieku, w Galicji, otwarto połączenie kolejowe z Czadca do Nowego Sącza, będące częścią Galicyjskiej Kolei Transwersalnej. 77-kilometrowy odcinek łączący Chabówkę z Nowym Sączem wykonano na przestrzeni lat 1882-1884. Nie, nie, to nie błąd w tekście, to tylko 3 lata! I to jeszcze po niełatwym terenie! Gdy nasz parowóz dojeżdża do zabytkowej stacji w Kasinie Wielkiej, która stanowiła niejednokrotnie scenerię dla wielu znanych filmów (m. in. Lista Schindlera czy Katyń), znajdujemy się tuż pod stacją kolei linowej, pośród sporego grona narciarzy i snowboardzistów. Gdzieś w pobliżu powinniśmy odnaleźć niebieski szlak, który skręca w kierunku północno-wschodnim.

Czerwona lokomotywa

Nie mogąc dostrzec biało-niebieskich kresek skręcamy w lekko wydeptaną ścieżkę, aby poruszać się przez las równolegle do trasy zjazdowej. Pośród drzew pojawiają się przysypane ślady butów i całkiem świeże nart, które biegną bez ładu i składu w różnych kierunkach, co jest dla nas dosyć mylące. Obieramy drogę na azymut, pnąc się do góry. Po chwili zapadamy się coraz bardziej w śniegu i wciąż nie możemy odnaleźć szlaku. Decyzja – pójdziemy brzegiem stoku. Odbijamy w stronę, z której dobiegają odgłosy nart i desek sunących po śniegu. Chwilę później stajemy się istną atrakcją. Maszerujemy skrajem trasy zjazdowej uważnie obserwując ruch sunących z góry amatorów zimowego szaleństwa. Podejście to stanowi dla nas konkretną rozgrzewkę. Po dotarciu na szczyt stoku, siadamy zasapani na ławce i raczymy się gorącą herbatą. Po chwili czujemy się jak małpki w zoo, ludzie dookoła gapią się na nas co najmniej jakbyśmy byli pingwinami na Saharze. Zastygam na chwilę w bezruchu, w ogóle nie odwracają swoich spojrzeń gdy je zauważamy. Nie wiemy jak się zachować, więc reagujemy śmiechem i dalej raczymy gorącym napojem. W morzu spojrzeń podnosimy się z naszej ławeczki i ruszamy dalej pod górę w las, teraz już niebieskim szlakiem. Za 20-30 minut dotrzemy do szczytu Śnieżnicy (1006 m n.p.m.). Góra ta ma tak naprawdę trzy wierzchołki, idąc w kierunku wschodnim przemierza się: Na Budaszowie, Wierchy, Nad Stambrukiem. Pomiędzy dwoma ostatnimi, na północnych stokach, utworzono w 1968 roku rezerwat przyrody w celu ochrony buczyny karpackiej, w tym ponad stuletnich buków. Północne stoki kryją również jaskinię zwaną Piwnicą oraz miejsce, któremu szczyt zawdzięcza swoją nazwę – łatkę śnieżną, a dokładnie zagłębienie, w którym długo spoczywa śnieg.  Po odwiedzeniu szczytu, podążamy na dół niebieskim szlakiem, przechodząc nieopodal Ośrodka Rekolekcyjnego pod Śnieżnicą. Tuż przed pierwszymi gospodarstwami Gruszowca napotykamy gospodarza Domu Rekolekcyjnego, który zaprasza w swoje progi. Na nas jednak czeka jeszcze Ćwilin. Otrzymujemy zatem dobre słowo na drogę i widokówki.

Pod prąd

Na Śnieżnicy

Napotkany gospodarz

Im niżej, tym zimniej. Na przełęczy Gruszowiec jakoś bardziej ponuro. Przeszywa nas ostre, mroźne powietrze. Może nie powinniśmy się temu dziwić. Stoimy przecież w miejscu, gdzie kiedyś z żalu pękły serca…

         Dawno, dawno temu krainę tą zamieszkiwały wielkoludy, a jej władcą był dobroduszny Łopień. Miał on wysoką żonę Mogielicę, zawistną, złośliwą, określaną przez miejscowych wiedźmą. Z ich małżeństwa zrodziła się piękna Śnieżnica, której urok sprawiał, że stała się obiektem westchnień wielu młodzieńców. Nie podobało się to złej matce, która zakrywała księżniczkę mgłą. Pewnego razu na ziemie Łopienia przybył z dalekich stron piękny i szlachetny młodzian o imieniu Ćwilin. I on nie oparł się urokowi Śnieżnicy. Zakochany poprosił rodziców o rękę księżniczki. Niestety, Mogielica nie chciała nawet słyszeć o jego oświadczynach. Pomimo przychylności Łopienia i błagań Śnieżnicy, odprawiła załamanego Ćwilina. Księżniczka pobiegła za ukochanym i gdy ich spojrzenia spotkały się, pękły zranione serca, a ich ciała legły obok siebie. Niedługo potem, strapiony ojciec dokończył swego żywota, kładąc się obok ukochanej córki i jej wybranka. Ich mogiły porosły piękne lasy, a okrutna Mogielica powoli umierała ze zgryzoty. Z jej mogiły wytrysła Łososinka, która do dziś pieni się i dokucza miejscowym… zupełnie jak wredna matka Śnieżnicy.
Miejsce to stało się naznaczone. Może i ten sam zły urok sprawił, że prawie 100 lat temu, z przepaści pod Ćwilinem rzucił się młodzieniec, którego dopadł zawód miłosny. Od tamtej pory w miejscu tym słychać było stękania, jęki i zgrzytanie zębami. Pewnego razu, młoda dziewczyna poszła do lasu na grzyby i jagody. Niedługo wcześniej złamała serce swemu chłopcu. Gdy pochyliła się nad taflą wody, dostrzegła przeraźliwą postać młodzieńca ubranego w białą suknię, ze zjeżonymi włosami i ogniem buchającym z ust. Przerażona rzuciła się do ucieczki, jednak była ona daremna. Dzieweczka została wciągnięta w głębinę, a jej utracone życie ukoiło jęki i stękania tej krainy…

W stronę mogiły Ćwilina



Podejście na mogiłę Ćwilina jest dosyć strome. W niższych partiach mijamy Chłopski Las, potem Pański Las. Północno-zachodnie zbocza tej góry kryją w sobie odkryte w listopadzie 2001 roku jaskinie: Jaskinię Spadających Kamieni, Grotę Rusałki, Schronisko Pajęcze, Schronisko Dwóch Ślimaków i Schronisko w Chaszczach. Im wyżej, tym cieplej. Miejscami przedziera się błękit nieba i ostre jak sztylety promienie słońca. Czyżby inwersja? Na polanie szczytowej jesteśmy już w pełnym słońcu, a nad nami widać niczym nie skażony błękit nieba. Podejrzewamy co możemy zastać na szczycie. Radośnie pędzimy w jego kierunku, ale już na pierwszej kulminacji, Czterech Kopcach, stajemy osłupieni. Z zapartym tchem w piersiach obserwujemy panoramę tonących wysp. Przez Michurową Polanę docieramy na szczyt (1072 m n.p.m.), by tam szczypać się, aby sprawdzić czy jesteśmy we śnie, baśni, czy na jawie. Ogrzewani mocnym słońcem, pod intensywnie błękitnym nieboskłonem, obserwujemy jak morze białych, gęstych chmur zatopiło wszystkie doliny. Jedynie gdzieniegdzie ciemne górskie wierzchołki, niczym wyspy wynurzają się z otchłani od zachodu, przez południe, do wschodu. Luboń Wielki, Turbacz, Kudłoń, Jaworzyna Gorczańska, Radziejowa, Mogielica wystawiają głowy do słońca. Nawet Tatry na południowym horyzoncie majestatycznie unoszą się  ponad chmurami. I jak tu nie wierzyć w baśniowy świat… Wyjątkowo prezentuje się Mogielica. Ze swoim siwym lasem na głowie spogląda złowrogo na nasz szczyt.


Pierwsze zachwyty na Czterech Kopcach



Nasze góry odpłynęły...



A siwa wiedźma wciąż tu spogląda

P
Podążamy żółtym szlakiem na zachód poprzez rozległą polanę. Kiedyś było tu wiele szałasów pasterskich, a Ćwilin stanowił rejon wypasu owiec. Kopuła szczytowa pokryta jest przez wielką polanę, która dzieli się na: Michurową, Gruszowieckie, Mysoglądów i Kuczai. Przy starym buku napotykamy drewniany milenijny ołtarz polowy oraz kapliczkę wzniesioną w 1941 roku ku pamięci zabitego partyzanta. Niedługo potem wchodzimy w las i odprowadzani popołudniowym słońcem wędrujemy w kierunku Czarnego Działu (673 m n.p.m.). Na jego polanie wraz z zachodzącą złotą kulą żegnamy się z mogiłą Ćwilina, a pionowa tęcza, którą zapewniły nam zawieszone w powietrzu kryształki lodu, niczym kurtyna kończy spektakl…

Kapliczka i Milenijny Ołtarz na Czterech Kopcach



Na śniegu żadne ślady się nie ukryją

Słońce żegna nas tuż przed Czarnym Działem


Powinniśmy podążać żółtym szlakiem w kierunku Mszany Dolnej. Tuż za Czarnym Działem napotykamy zatarte ślady w dwie strony. Szlaku nie widać. Wybieramy ścieżkę bardziej na północy-zachód. Po chwili orientujemy się, że to był błąd. Zamiast wracać w to samo miejsce, przecinamy las na południe i już nie odnajdujemy biało-żółtych kresek. Przy pomocy mapy i kompasu określamy swoje położenie i decydujemy się zejść do miejscowości położonej na północnych stokach Czarnego Działu. Gdy wychodzimy z lasu czeka nas przeprawa przez zaspy zawianych pól. Ale to i tak „pikuś”. Nagle lądujemy na skraju bardzo stromego terenu, po którym prawie zjeżdżamy na czterech literach odbijając się od drzew. Jakby tego było mało, przed nami wyrasta rzeczka, nie do końca zamarznięta. Mateusz znajduje powalony pień, po którym przechodzimy, a potem wykonując szybkie „tip-topki” docieramy na drugi brzeg. Ufff…


Teraz już pozostaje tylko powrót do rzeczywistości i zbieranie sił na kolejną podróż, czy to wehikułem czasu, czy w zupełnie inny baśniowy świat…


* W poście wykorzystano informacje znalezione na następujących stronach:
Wikipednia

Zobacz trasę, jaką przebyliśmy w Beskidzie Wyspowym






1 komentarz:

  1. Piękne,piękne, aż dech zapiera..................

    OdpowiedzUsuń

*Autorzy bloga zastrzegają sobie prawo do usuwania komentarzy, które w ich opinii uznane zostaną za wulgarne, obraźliwe i niezgodne z prawdą.