Zimowa
kraina Beskidu Wyspowego skuta jest lodem, tak jak kiedyś serce złej Mogielicy.
Przełęcz Gruszowiec zieje chłodem, jakby coś tu pękło, umarło. I choć tyle łez tędy
spłynęło, tak wiele mogił wyrosło, miejsce to przyciąga i zachwyca. Stoję ponad
chmurami, oślepiona promieniami słońca wędruję poprzez pola tęczowych diamentów
i już sama nie wiem czy jestem w baśni, czy na jawie…
26
stycznia 2013 r.
Na
sobotę zapowiadali silny mróz. Liczymy na wyż, który oprócz ostrego, mroźnego
powietrza przyniesie słońce i piękne widoki. Póki co, poranek jest pochmurny, a
smog krakowski drapie po gardle. Trzeba jak najszybciej stąd uciekać! Po 800
docieramy do Mszany Dolnej, skąd chcemy załapać busa do Kasiny Wielkiej. Jednak
czas oczekiwania na przesiadkę okazuje się zbyt długi. Nie zwlekając, łapiemy
pierwszy transport w kierunku Limanowej i wysiadamy w Przymiarkach, aby tam
rozpocząć swoją „podróż koleją”. „Hu hu! Pociąg gotowy do odjazdu!”. Tylko kto
ma robić za lokomotywę, odśnieżając jednocześnie nieuczęszczane już tory, a kto
za wagon? Zaczynam ja, potem się zamienimy. Przemierzając ponad 3-kilometrowy
odcinek torów, odbywamy podróż w czasie. Na blisko 130-letniej Karpackiej Linii
Transwersalnej znowu pojawia się życie, a dokładnie czerwono-niebieski,
dwuosobowy wehikuł czasu. Pod koniec XIX wieku, w Galicji, otwarto połączenie
kolejowe z Czadca do Nowego Sącza, będące częścią Galicyjskiej Kolei
Transwersalnej. 77-kilometrowy odcinek łączący Chabówkę z Nowym Sączem wykonano
na przestrzeni lat 1882-1884. Nie, nie, to nie błąd
w tekście, to tylko 3 lata! I to jeszcze po niełatwym terenie! Gdy nasz parowóz
dojeżdża do zabytkowej stacji w Kasinie Wielkiej, która stanowiła
niejednokrotnie scenerię dla wielu znanych filmów (m. in. Lista Schindlera czy
Katyń), znajdujemy się tuż pod stacją kolei linowej, pośród sporego grona
narciarzy i snowboardzistów. Gdzieś w pobliżu powinniśmy odnaleźć niebieski
szlak, który skręca w kierunku północno-wschodnim.
Nie mogąc dostrzec
biało-niebieskich kresek skręcamy w lekko wydeptaną ścieżkę, aby poruszać się
przez las równolegle do trasy zjazdowej. Pośród drzew pojawiają się przysypane
ślady butów i całkiem świeże nart, które biegną bez ładu i składu w różnych
kierunkach, co jest dla nas dosyć mylące. Obieramy drogę na azymut, pnąc się do
góry. Po chwili zapadamy się coraz bardziej w śniegu i wciąż nie możemy
odnaleźć szlaku. Decyzja – pójdziemy brzegiem stoku. Odbijamy w stronę, z
której dobiegają odgłosy nart i desek sunących po śniegu. Chwilę później
stajemy się istną atrakcją. Maszerujemy skrajem trasy zjazdowej uważnie
obserwując ruch sunących z góry amatorów zimowego szaleństwa. Podejście to
stanowi dla nas konkretną rozgrzewkę. Po dotarciu na szczyt stoku, siadamy
zasapani na ławce i raczymy się gorącą herbatą. Po chwili czujemy się jak
małpki w zoo, ludzie dookoła gapią się na nas co najmniej jakbyśmy byli pingwinami na Saharze. Zastygam na chwilę w bezruchu, w ogóle nie odwracają swoich spojrzeń gdy
je zauważamy. Nie wiemy jak się zachować, więc reagujemy śmiechem i dalej
raczymy gorącym napojem. W morzu spojrzeń podnosimy się z naszej ławeczki i
ruszamy dalej pod górę w las, teraz już niebieskim szlakiem. Za 20-30 minut
dotrzemy do szczytu Śnieżnicy (1006 m n.p.m.). Góra ta ma tak naprawdę trzy
wierzchołki, idąc w kierunku wschodnim przemierza się: Na Budaszowie, Wierchy,
Nad Stambrukiem. Pomiędzy dwoma ostatnimi, na północnych stokach, utworzono w
1968 roku rezerwat przyrody w celu ochrony buczyny karpackiej, w tym ponad
stuletnich buków. Północne stoki kryją również jaskinię zwaną Piwnicą oraz
miejsce, któremu szczyt zawdzięcza swoją nazwę – łatkę śnieżną, a dokładnie
zagłębienie, w którym długo spoczywa śnieg.
Po odwiedzeniu szczytu, podążamy na dół niebieskim szlakiem, przechodząc
nieopodal Ośrodka Rekolekcyjnego pod Śnieżnicą. Tuż przed pierwszymi
gospodarstwami Gruszowca napotykamy gospodarza Domu Rekolekcyjnego, który
zaprasza w swoje progi. Na nas jednak czeka jeszcze Ćwilin. Otrzymujemy
zatem dobre słowo na drogę i widokówki.
Im niżej, tym
zimniej. Na przełęczy Gruszowiec jakoś bardziej ponuro. Przeszywa nas
ostre, mroźne powietrze. Może nie powinniśmy się temu dziwić. Stoimy przecież w
miejscu, gdzie kiedyś z żalu pękły serca…
Dawno, dawno temu krainę tą
zamieszkiwały wielkoludy, a jej władcą był dobroduszny Łopień. Miał on wysoką żonę
Mogielicę, zawistną, złośliwą, określaną przez miejscowych wiedźmą. Z ich
małżeństwa zrodziła się piękna Śnieżnica, której urok sprawiał, że stała się
obiektem westchnień wielu młodzieńców. Nie podobało się to złej matce, która
zakrywała księżniczkę mgłą. Pewnego razu na ziemie Łopienia przybył z dalekich
stron piękny i szlachetny młodzian o imieniu Ćwilin. I on nie oparł się urokowi
Śnieżnicy. Zakochany poprosił rodziców o rękę księżniczki. Niestety, Mogielica
nie chciała nawet słyszeć o jego oświadczynach. Pomimo przychylności Łopienia i
błagań Śnieżnicy, odprawiła załamanego Ćwilina. Księżniczka pobiegła za
ukochanym i gdy ich spojrzenia spotkały się, pękły zranione serca, a ich ciała
legły obok siebie. Niedługo potem, strapiony ojciec dokończył swego żywota,
kładąc się obok ukochanej córki i jej wybranka. Ich mogiły porosły piękne lasy,
a okrutna Mogielica powoli umierała ze zgryzoty. Z jej mogiły wytrysła
Łososinka, która do dziś pieni się i dokucza miejscowym… zupełnie jak wredna matka
Śnieżnicy.
Miejsce to stało się
naznaczone. Może i ten sam zły urok sprawił, że prawie 100 lat temu, z
przepaści pod Ćwilinem rzucił się młodzieniec, którego dopadł zawód miłosny. Od
tamtej pory w miejscu tym słychać było stękania, jęki i zgrzytanie zębami.
Pewnego razu, młoda dziewczyna poszła do lasu na grzyby i jagody. Niedługo
wcześniej złamała serce swemu chłopcu. Gdy pochyliła się nad taflą wody,
dostrzegła przeraźliwą postać młodzieńca ubranego w białą suknię, ze zjeżonymi
włosami i ogniem buchającym z ust. Przerażona rzuciła się do ucieczki, jednak
była ona daremna. Dzieweczka została wciągnięta w głębinę, a jej utracone życie
ukoiło jęki i stękania tej krainy…
W stronę mogiły Ćwilina |
Podejście na mogiłę
Ćwilina jest dosyć strome. W niższych partiach mijamy Chłopski Las, potem
Pański Las. Północno-zachodnie zbocza tej góry kryją w sobie odkryte w
listopadzie 2001 roku jaskinie: Jaskinię Spadających Kamieni, Grotę Rusałki,
Schronisko Pajęcze, Schronisko Dwóch Ślimaków i Schronisko w Chaszczach. Im
wyżej, tym cieplej. Miejscami przedziera się błękit nieba i ostre jak sztylety
promienie słońca. Czyżby inwersja? Na polanie szczytowej jesteśmy już w pełnym
słońcu, a nad nami widać niczym nie skażony błękit nieba. Podejrzewamy co
możemy zastać na szczycie. Radośnie pędzimy w jego kierunku, ale już na
pierwszej kulminacji, Czterech Kopcach, stajemy osłupieni. Z zapartym tchem w
piersiach obserwujemy panoramę tonących wysp. Przez Michurową Polanę docieramy
na szczyt (1072 m n.p.m.), by tam szczypać się, aby sprawdzić czy jesteśmy we
śnie, baśni, czy na jawie. Ogrzewani mocnym słońcem, pod intensywnie błękitnym
nieboskłonem, obserwujemy jak morze białych, gęstych chmur zatopiło wszystkie doliny.
Jedynie gdzieniegdzie ciemne górskie wierzchołki, niczym wyspy wynurzają się z
otchłani od zachodu, przez południe, do wschodu. Luboń Wielki, Turbacz, Kudłoń,
Jaworzyna Gorczańska, Radziejowa, Mogielica wystawiają głowy do słońca. Nawet
Tatry na południowym horyzoncie majestatycznie unoszą się ponad chmurami. I jak tu nie wierzyć w
baśniowy świat… Wyjątkowo prezentuje się Mogielica. Ze swoim siwym lasem na
głowie spogląda złowrogo na nasz szczyt.
Pierwsze zachwyty na Czterech Kopcach |
Nasze góry odpłynęły... |
A siwa wiedźma wciąż tu spogląda |
P
Podążamy żółtym szlakiem na zachód poprzez rozległą polanę. Kiedyś było tu
wiele szałasów pasterskich, a Ćwilin stanowił rejon wypasu owiec. Kopuła
szczytowa pokryta jest przez wielką polanę, która dzieli się na: Michurową,
Gruszowieckie, Mysoglądów i Kuczai. Przy starym buku napotykamy drewniany milenijny
ołtarz polowy oraz kapliczkę wzniesioną w 1941 roku ku pamięci zabitego
partyzanta. Niedługo potem wchodzimy w las i odprowadzani
popołudniowym słońcem wędrujemy w kierunku Czarnego Działu (673 m n.p.m.). Na
jego polanie wraz z zachodzącą złotą kulą żegnamy się z mogiłą Ćwilina, a pionowa
tęcza, którą zapewniły nam zawieszone w powietrzu kryształki lodu, niczym
kurtyna kończy spektakl…
Kapliczka i Milenijny Ołtarz na Czterech Kopcach |
Na śniegu żadne ślady się nie ukryją |
Słońce żegna nas tuż przed Czarnym Działem |
Powinniśmy podążać żółtym szlakiem w kierunku Mszany Dolnej. Tuż za Czarnym Działem napotykamy zatarte
ślady w dwie strony. Szlaku nie widać. Wybieramy ścieżkę bardziej na
północy-zachód. Po chwili orientujemy się, że to był błąd. Zamiast wracać w to
samo miejsce, przecinamy las na południe i już nie odnajdujemy biało-żółtych
kresek. Przy pomocy mapy i kompasu określamy swoje położenie i decydujemy się
zejść do miejscowości położonej na północnych stokach Czarnego Działu. Gdy
wychodzimy z lasu czeka nas przeprawa przez zaspy zawianych pól. Ale to i tak „pikuś”.
Nagle lądujemy na skraju bardzo stromego terenu, po którym prawie zjeżdżamy na
czterech literach odbijając się od drzew. Jakby tego było mało, przed nami
wyrasta rzeczka, nie do końca zamarznięta. Mateusz znajduje powalony pień, po
którym przechodzimy, a potem wykonując szybkie „tip-topki” docieramy na drugi
brzeg. Ufff…
Teraz już pozostaje
tylko powrót do rzeczywistości i zbieranie sił na kolejną podróż, czy to
wehikułem czasu, czy w zupełnie inny baśniowy świat…
* W poście wykorzystano informacje znalezione na następujących stronach:
Wikipednia
Zobacz trasę, jaką przebyliśmy w Beskidzie Wyspowym
Piękne,piękne, aż dech zapiera..................
OdpowiedzUsuń