„Lecę
ponad chmurami, wolny od przeznaczenia. Wystartowałem dzisiaj rano, a lądowania
w planach nie ma…” (Hurt).
Gdy opadną liście, trawa traci soczystość, kwiaty przekwitły, ziemia jest przymrożona i bura, a dywan
śnieżny jeszcze nie rozłożony, mogłoby się wydawać, że krajobraz górski traci
swój urok. Nic bardziej mylnego. To jest czas gdy możemy być świadkami kapitalnego
zjawiska, które sprawia, że czujemy się jak wyrzuceni do nieba. Doliny znikają
nam sprzed oczu i razem z nimi wszystko, co nas uziemia. Tak właśnie czuliśmy
się listopadową porą na grzbietach Beskidu Żywieckiego, a Diablak udowodnił
nam, że tradycji musi stać się zadość…
.
11-13 listopada 2011 r.
11-13 listopada 2011 r.
Piątkowy poranek, dzień
Święta Niepodległości, dzień sześciu jedynek (11.11.’11), a my kimamy w busie
do Bielska-Białej. Słońce co chwilę przeszkadza nam w tej czynności i daje z
siebie wszystko obiecując piękną pogodę na najbliższe dni. Po próbach
kontynuacji drzemki w pociągu relacji Katowice – Zwardoń, wysiadamy na stacji w
Milówce, by rozpocząć naszą 3-dniową wędrówkę. Zielony szlak początkowo wiedzie
między gospodarstwami, lecz wszędzie jest cicho, dzisiaj święto, gospodarze
jeszcze śpią. Mijamy przysiółki, lekko podchodzimy przez Las Boracza i po ok. 2
godzinach docieramy na Halę Boracza (854 m n. p. m.), gdzie mieści się
Schronisko PTTK. Jest tu dosyć gwarno, piękna pogoda
przyciągnęła rzesze turystów. Po kilku łykach gorącej herbaty z termosu
wędrujemy dalej. Przed sobą mamy mocno poniszczony las Boraczego Wierchu (1244
m n.p.m.), drzewa połamane niczym zapałki i suche pnie to przygnębiający widok.
Całkiem szybko docieramy na Halę Lipowską, a naszym oczom ukazuje się łańcuch
Tatr Wysokich i Zachodnich, Tatry Niżne i Krawców Wierch (1084 m
n.p.m.). Pod czekającym na zimę wyciągiem orczykowym siadam na szerokiej,
gumowej, czarnej płachcie, która przyciąga promienie słoneczne. Muszę się
dogrzać, pomimo intensywnego słońca jesienny chłód daje się odczuć. Nigdzie się
nam nie śpieszy, trasa jest krótka, ten dzień traktujemy bardzo „lajtowo”.
Chwilę później docieramy do Schroniska PTTK na Hali Lipowskiej, leżącego na
stokach Lipowskiego Wierchu (1324 m n.p.m.), licząc na kawałek podłogi. Wiemy,
że miejsce to wygrało w rankingu schronisk na łamach N.P.M. i chcemy sprawdzić
prawdziwość tej oceny. Zachęcające jest również hasło znajdujące się na logo
schroniska – „Czas na relaks”… jednak ten aspekt odczuliśmy nieco inaczej…
Widok z Hali Boracza na Beskid Śląski |
Ktoś mi przyprawił rogi |
Na Hali Lipowskiej. Nad obłokami przedzierają się Tatry Wysokie i Zachodnie, a Niżne próbują się wyłonić. |
.
Po
zostawieniu plecaków w poczekalni szybkim krokiem zasuwamy w kierunku pobliskiej
hali leżącej u stóp szczytu Rysianka (1322 m n.p.m.). Gdy wbiegamy na rozległą
polanę widok powala nas… srebro oszronionych wierzchołków świerków rysuje się na
tle gór, które wyrastają z morza jasnych chmur, a ich szczyty przebijają
różowo-pomarańczowe niebo. W morzu chmur kąpią się na wschodnim horyzoncie Babia
Góra i Pilsko, a bardziej na południu Tatry Wysokie i Zachodnie, Tatry Niżne
oraz Wielka i Mała Fatra. Biegam po hali nie wiedząc, w którą stronę patrzeć.
Nie wiem, który to już raz żałuję, że nie mam skrzydeł…
.
Na szczycie hali znajduje się Schronisko PTTK na Hali Rysianka (1254 m n.p.m.). Podobno razem z tym na Hali Lipowskiej konkurują ze sobą. Przynajmniej tak było w początkowych latach ich istnienia, które sięgają okresu tuż przed II wojną światową. Schronisko Hala Lipowska wybudowano z inicjatywy Beskidenverein (niemieckiego towarzystwa górskiego) i otwarto oficjalnie w 1932 roku. Obiekt na Rysiance powstał dzięki wsparciu Tatrzańskiego Towarzystwa Narciarzy z Krakowa i rozpoczął działalność w 1937 roku zdobywając popularność wśród narciarzy. Historia wojenna obu schronisk była dosyć skomplikowana. Zarządzający na Lipowskiej tuż przed wojną Alojzy Wagner stał się w jej czasie przewodnikiem oddziałów Wehrmachtu, zaś jego żona prowadziła schronisko. Dopiero po zakończeniu działalności kolejnego gospodarza, grabieżcy Olearczyka, przyszła pora na Marcina Lacha, który utrzymywał w tych murach kontakty z partyzantką. Na Rysiance życie kwitło za czasów wojennych. Miejsce to chwalili sobie niemieccy żołnierze, wypoczywali i jeździli na nartach. Właściciel (Gustaw Pustelnik) już przed wojną prowadził działalność szpiegowską na rzecz Abwehry. Jednak pod koniec wojennego okresu, głównie przez najazdy partyzanckie, budynek schroniska został zdewastowany. Obydwa schroniska stały się w końcu własnością PTTK i przeszły szereg remontów oraz modernizacji*. Wchodzimy do środka. Jest ciepło, roznoszą się zapachy potraw, całkiem tłoczno, słychać gwar rozmów. Atmosfera wydaje się być przyjemna, jednak my wracamy na Lipowską. Jeszcze jedno spojrzenie w kierunku niesamowitego górskiego spektaklu na horyzoncie i maszerujemy w kierunku schroniska rozświetlając drogę czołówkami.
Na szczycie hali znajduje się Schronisko PTTK na Hali Rysianka (1254 m n.p.m.). Podobno razem z tym na Hali Lipowskiej konkurują ze sobą. Przynajmniej tak było w początkowych latach ich istnienia, które sięgają okresu tuż przed II wojną światową. Schronisko Hala Lipowska wybudowano z inicjatywy Beskidenverein (niemieckiego towarzystwa górskiego) i otwarto oficjalnie w 1932 roku. Obiekt na Rysiance powstał dzięki wsparciu Tatrzańskiego Towarzystwa Narciarzy z Krakowa i rozpoczął działalność w 1937 roku zdobywając popularność wśród narciarzy. Historia wojenna obu schronisk była dosyć skomplikowana. Zarządzający na Lipowskiej tuż przed wojną Alojzy Wagner stał się w jej czasie przewodnikiem oddziałów Wehrmachtu, zaś jego żona prowadziła schronisko. Dopiero po zakończeniu działalności kolejnego gospodarza, grabieżcy Olearczyka, przyszła pora na Marcina Lacha, który utrzymywał w tych murach kontakty z partyzantką. Na Rysiance życie kwitło za czasów wojennych. Miejsce to chwalili sobie niemieccy żołnierze, wypoczywali i jeździli na nartach. Właściciel (Gustaw Pustelnik) już przed wojną prowadził działalność szpiegowską na rzecz Abwehry. Jednak pod koniec wojennego okresu, głównie przez najazdy partyzanckie, budynek schroniska został zdewastowany. Obydwa schroniska stały się w końcu własnością PTTK i przeszły szereg remontów oraz modernizacji*. Wchodzimy do środka. Jest ciepło, roznoszą się zapachy potraw, całkiem tłoczno, słychać gwar rozmów. Atmosfera wydaje się być przyjemna, jednak my wracamy na Lipowską. Jeszcze jedno spojrzenie w kierunku niesamowitego górskiego spektaklu na horyzoncie i maszerujemy w kierunku schroniska rozświetlając drogę czołówkami.
.
Udało się, dostaliśmy kawałek podłogi i materace w świetlicy. Jest tu nawet stary telewizor, za chwilę stroimy go z innymi mieszkańcami schroniska w celu obejrzenia meczu Polska : Włochy. Niestety, a może i „stety” po chwili odmawia posłuszeństwa, a nam jest dane nie oglądać porażki naszych (0 : 2). Próbujemy oddać się chwili relaksu i snu leżąc w ciepłych śpiworach, jednak nie jest to możliwe do późnych godzin nocnych. Łubu dubu, łubu dubu - na schodach, krzyki, jęki, nawoływania… Uczestnicy rajdu (nie będziemy tu przytaczać jakiej organizacji) nieźle się "bawią". Nie raz biesiadowałam w schroniskach, grałam na gitarze, śpiewaliśmy, były śmiechy, głośne dysputy, ale gdy wybiła 22.00 należało poszanować współobecność innych górołazów. Gitara szła do futerału, a my do śpiworów. Czy te czasy już minęły? Czy już nie można między ludźmi spać bez koreczków do uszu? Generalnie schronisko sprawia przyjemne wrażenie, a największy udział w tym ma gospodyni – ciepła i serdeczna osoba. Kiepska noc nie skreśliła całkowicie tego miejsca w naszych oczach. Całe szczęście poranek ukoił lekko nadszarpnięte nerwy. Jeszcze oczu nie przetarłam, a już za szybą słoneczko świeciło nad łańcuszkiem Tatr, które wciąż wyrastały z morza chmur.
Udało się, dostaliśmy kawałek podłogi i materace w świetlicy. Jest tu nawet stary telewizor, za chwilę stroimy go z innymi mieszkańcami schroniska w celu obejrzenia meczu Polska : Włochy. Niestety, a może i „stety” po chwili odmawia posłuszeństwa, a nam jest dane nie oglądać porażki naszych (0 : 2). Próbujemy oddać się chwili relaksu i snu leżąc w ciepłych śpiworach, jednak nie jest to możliwe do późnych godzin nocnych. Łubu dubu, łubu dubu - na schodach, krzyki, jęki, nawoływania… Uczestnicy rajdu (nie będziemy tu przytaczać jakiej organizacji) nieźle się "bawią". Nie raz biesiadowałam w schroniskach, grałam na gitarze, śpiewaliśmy, były śmiechy, głośne dysputy, ale gdy wybiła 22.00 należało poszanować współobecność innych górołazów. Gitara szła do futerału, a my do śpiworów. Czy te czasy już minęły? Czy już nie można między ludźmi spać bez koreczków do uszu? Generalnie schronisko sprawia przyjemne wrażenie, a największy udział w tym ma gospodyni – ciepła i serdeczna osoba. Kiepska noc nie skreśliła całkowicie tego miejsca w naszych oczach. Całe szczęście poranek ukoił lekko nadszarpnięte nerwy. Jeszcze oczu nie przetarłam, a już za szybą słoneczko świeciło nad łańcuszkiem Tatr, które wciąż wyrastały z morza chmur.
.
Jakąś godzinę później, zbiegając z Hali Rysianka czerwonym szlakiem mam ochotę rozpędzić się jak najbardziej, odbić od ziemi i zrobić wielki skok w to morze obłoków. Zjawisko inwersji naprawdę dodaje skrzydeł. Gdy idąc Kozim Grzbietem wchodzimy w las, szybko przemykamy przez Trzy Kopce (1216 m n.p.m.), Palenicę (1343 m n.p.m.), Przełęcz Cudziechową i Munczolik (1356 m n.p.m.), by za Tanecznikiem odbić niebieskim na mocno upstrzoną kosodrzewiną Górę Pięciu Kopców (1542 m n.p.m.) i pokryte rumoszem skalnym Pilsko (1557 m n.p.m.). Widoki nas nie zawodzą. Ciepłe masy powietrza wciąż zamieniają się miejscem z zimnymi wędrując ponad nimi, a góry płyną. Podhale i Dolina Orawska zatopione…
Jakąś godzinę później, zbiegając z Hali Rysianka czerwonym szlakiem mam ochotę rozpędzić się jak najbardziej, odbić od ziemi i zrobić wielki skok w to morze obłoków. Zjawisko inwersji naprawdę dodaje skrzydeł. Gdy idąc Kozim Grzbietem wchodzimy w las, szybko przemykamy przez Trzy Kopce (1216 m n.p.m.), Palenicę (1343 m n.p.m.), Przełęcz Cudziechową i Munczolik (1356 m n.p.m.), by za Tanecznikiem odbić niebieskim na mocno upstrzoną kosodrzewiną Górę Pięciu Kopców (1542 m n.p.m.) i pokryte rumoszem skalnym Pilsko (1557 m n.p.m.). Widoki nas nie zawodzą. Ciepłe masy powietrza wciąż zamieniają się miejscem z zimnymi wędrując ponad nimi, a góry płyną. Podhale i Dolina Orawska zatopione…
I jak tu nie pofrunąć? Hala Rysianka. |
Na szczycie Pilska |
.
Po długim leżeniu i popijaniu ciepłej herbatki wracamy na Pięć Kopców i niebieskim szlakiem wędrujemy w kierunku Przełęczy Glinne mając przed oczami cel na następny dzień – Babią Górę. Minąwszy przełęcz i jednocześnie dawne przejście graniczne kierujemy kroki w kierunku pasma, z którego grzbietu postanowiliśmy wypatrywać możliwości noclegowych. Za Beskidem Korbielowskim (954 m n.p.m.) obserwujemy zabudowania pod północno-zachodnimi stokami. Z premedytacją nie wzięliśmy namiotu. Sywierdziliśmy, że skoro spotkamy ludzi i domostwa, na pewno uda się gdzieś przekimać. Minąwszy Beskid Krzyżowski (923 m n.p.m.), na Przełęczy Półgórskiej odbijamy w kierunku miejscowości Miesiączki (zwanej przez Mateusza Maciczkami – „Przecież to prawie to samo!”).
Po długim leżeniu i popijaniu ciepłej herbatki wracamy na Pięć Kopców i niebieskim szlakiem wędrujemy w kierunku Przełęczy Glinne mając przed oczami cel na następny dzień – Babią Górę. Minąwszy przełęcz i jednocześnie dawne przejście graniczne kierujemy kroki w kierunku pasma, z którego grzbietu postanowiliśmy wypatrywać możliwości noclegowych. Za Beskidem Korbielowskim (954 m n.p.m.) obserwujemy zabudowania pod północno-zachodnimi stokami. Z premedytacją nie wzięliśmy namiotu. Sywierdziliśmy, że skoro spotkamy ludzi i domostwa, na pewno uda się gdzieś przekimać. Minąwszy Beskid Krzyżowski (923 m n.p.m.), na Przełęczy Półgórskiej odbijamy w kierunku miejscowości Miesiączki (zwanej przez Mateusza Maciczkami – „Przecież to prawie to samo!”).
.
Napotkanych ludzi pytamy o możliwość noclegu, aż w końcu o zmroku dochodzimy do kolejnej wsi – Krzyżówki, gdzie miła gospodyni przyjmuje nas do swojej agroturystyki. Początkowo ma pewne obawy, jednak gdy patrzy na moje błagalne spojrzenie i zapadający zmrok, decyduje się nas przyjąć. Śpimy w gospodarstwie „U Rysia”. Nigdy do tej pory nie pozwoliliśmy sobie na takie rarytasy w górach. Wygodne łóżka, prysznic, kuchnia i coś czego nie mamy na co dzień – TV. Niestety, gdy widzimy co nasi rodacy wyprawiają na ulicach Warszawy odechciewa nam się patrzeć w szklany ekran. O poranku wypoczęci wspinamy się na polanę za domem z zamiarem znalezienia czarnego szlaku. Nie udaje się nam ta sztuka i „na czuja” docieramy do Jaworzyny (1046 m n.p.m.), kontynuując dalszą wędrówkę czerwonym Głównym Szlakiem Beskidzkim im. K. Sosnowskiego. Witamy się ze słowackim sąsiadem, będziemy teraz wędrować na granicy. Całą drogę pociągam nosem, aż w końcu na polanie Głuchaczki, oddzielającej Grupę Pilska od Grupy Mędralowej, pozostawiam krwawe ślady… niech następni wędrowcy dopiszą sobie do nich historię. Z zaczopowanym nosem wspinam się na Mędralową (Wielki Jałowiec, 1169 m n.p.m.). Szczyt ten jest różnie klasyfikowany jeżeli chodzi o przynależność do pasma górskiego. Wiele map przedstawia go jako jeden z wierzchołków Beskidu Żywieckiego, jednak wg J. Kondrackiego stanowi najwyższy Szczyt Beskidu Makowskiego**. W stronę słońca zbiegamy do Tabakowego Siodła (Przełęcz Jałowiecka Pn., 997 m n.p.m.), mijamy Jałowcowy Garb (1017 m n.p.m.) i docieramy do Jałowcowego Siodła (Przełęcz Jałowiecka Pd., 997 m n.p.m.). Teraz czeka nas podejście na Żywieckie Rozstaje, skąd rozchodzą się szlaki w kierunku Babiej Góry. My wybieramy niebieski, prowadzący przez Świstowe Skałki na Cyl (Małą Babią Górę, 1515 m n.p.m.). Spomiędzy kosodrzewiny wyłaniają się widoki, które obiecują niezapomniany zachód słońca za kilkadziesiąt minut, siwe obłoki nie zamierzają się podnosić z dolin. Z nadzieją na niezapomniane wrażenia wędrujemy w kierunku królowej Beskidu Żywieckiego – Babiej Góry (Diablaka, 1725 m n.p.m.).
Napotkanych ludzi pytamy o możliwość noclegu, aż w końcu o zmroku dochodzimy do kolejnej wsi – Krzyżówki, gdzie miła gospodyni przyjmuje nas do swojej agroturystyki. Początkowo ma pewne obawy, jednak gdy patrzy na moje błagalne spojrzenie i zapadający zmrok, decyduje się nas przyjąć. Śpimy w gospodarstwie „U Rysia”. Nigdy do tej pory nie pozwoliliśmy sobie na takie rarytasy w górach. Wygodne łóżka, prysznic, kuchnia i coś czego nie mamy na co dzień – TV. Niestety, gdy widzimy co nasi rodacy wyprawiają na ulicach Warszawy odechciewa nam się patrzeć w szklany ekran. O poranku wypoczęci wspinamy się na polanę za domem z zamiarem znalezienia czarnego szlaku. Nie udaje się nam ta sztuka i „na czuja” docieramy do Jaworzyny (1046 m n.p.m.), kontynuując dalszą wędrówkę czerwonym Głównym Szlakiem Beskidzkim im. K. Sosnowskiego. Witamy się ze słowackim sąsiadem, będziemy teraz wędrować na granicy. Całą drogę pociągam nosem, aż w końcu na polanie Głuchaczki, oddzielającej Grupę Pilska od Grupy Mędralowej, pozostawiam krwawe ślady… niech następni wędrowcy dopiszą sobie do nich historię. Z zaczopowanym nosem wspinam się na Mędralową (Wielki Jałowiec, 1169 m n.p.m.). Szczyt ten jest różnie klasyfikowany jeżeli chodzi o przynależność do pasma górskiego. Wiele map przedstawia go jako jeden z wierzchołków Beskidu Żywieckiego, jednak wg J. Kondrackiego stanowi najwyższy Szczyt Beskidu Makowskiego**. W stronę słońca zbiegamy do Tabakowego Siodła (Przełęcz Jałowiecka Pn., 997 m n.p.m.), mijamy Jałowcowy Garb (1017 m n.p.m.) i docieramy do Jałowcowego Siodła (Przełęcz Jałowiecka Pd., 997 m n.p.m.). Teraz czeka nas podejście na Żywieckie Rozstaje, skąd rozchodzą się szlaki w kierunku Babiej Góry. My wybieramy niebieski, prowadzący przez Świstowe Skałki na Cyl (Małą Babią Górę, 1515 m n.p.m.). Spomiędzy kosodrzewiny wyłaniają się widoki, które obiecują niezapomniany zachód słońca za kilkadziesiąt minut, siwe obłoki nie zamierzają się podnosić z dolin. Z nadzieją na niezapomniane wrażenia wędrujemy w kierunku królowej Beskidu Żywieckiego – Babiej Góry (Diablaka, 1725 m n.p.m.).
.
Za Przełęczą Brona (1408 m n.p.m.) mijamy pana w średnim wieku z gęstym, ciemnym wąsem. Jeszcze nie wiemy jaką rolę odegra na końcu naszej górskiej wędrówki. Gdy staję na szczycie mam ochotę rzucić się w południową przepaść. Nie, nie z żalu czy nieszczęścia. Przecież nic mi nie będzie, miękko wyląduję na chmurach… a może w ogóle nie będę lądować, polecę ponad chmurami, zamoczę palce w Jeziorze Orawskim, potem skręcę na południowy – wschód i odbiję się od Hawrania w kierunku zachodzącego słońca, przefrunę nad Łomnicą, Lodowym, Gerlachem, Rysami, dalej na zachód ponad Czerwonymi Wierchami, Kamienistą, Wołowcem, Banikovem, dotrę nad Salatin i Stoha… Biało czerwona flaga powiewa na tle ostro malujących się szczytów, a słońce zaczyna spadać…
Za Przełęczą Brona (1408 m n.p.m.) mijamy pana w średnim wieku z gęstym, ciemnym wąsem. Jeszcze nie wiemy jaką rolę odegra na końcu naszej górskiej wędrówki. Gdy staję na szczycie mam ochotę rzucić się w południową przepaść. Nie, nie z żalu czy nieszczęścia. Przecież nic mi nie będzie, miękko wyląduję na chmurach… a może w ogóle nie będę lądować, polecę ponad chmurami, zamoczę palce w Jeziorze Orawskim, potem skręcę na południowy – wschód i odbiję się od Hawrania w kierunku zachodzącego słońca, przefrunę nad Łomnicą, Lodowym, Gerlachem, Rysami, dalej na zachód ponad Czerwonymi Wierchami, Kamienistą, Wołowcem, Banikovem, dotrę nad Salatin i Stoha… Biało czerwona flaga powiewa na tle ostro malujących się szczytów, a słońce zaczyna spadać…
Pilsko też niedługo odpłynie tak jak większość Żywiecczyzny... |
K
K
Kolejny jesienny zachód słońca na Babiej Górze… i znowu ściska w środku gdy trzeba schodzić na dół. Jednak Diablak pięknie się z nami żegna. Mówi dobranoc poprzez podpalone Beskidy, których doliny pokryły białe obłoki.
K
Kolejny jesienny zachód słońca na Babiej Górze… i znowu ściska w środku gdy trzeba schodzić na dół. Jednak Diablak pięknie się z nami żegna. Mówi dobranoc poprzez podpalone Beskidy, których doliny pokryły białe obłoki.
.
Aby tradycji stało się zadość schodzimy z Babiej Góry rozświetlając ciemny las czołówkami. Gdy docieramy do przełęczy Krowiarki (1012 m n.p.m.) pytamy panią sprzedającą oscypki (a raczej zwijającą interes) o dogodne miejsce na złapania transportu do Krakowa. Pani łapie się za głowę i mówi o długiej drodze do Zawoi. Gdy już się nastawiamy na długi spacer pan z ciemnymi wąsami, którego mijaliśmy podczas podejścia na Diablak, oferuje nam podwózkę do Zakopianki. Ochoczo wskakujemy do samochodu i chwilę później łapiemy „stopa” w kierunku Krakowa. Nie czekamy długo. Młoda, sympatyczna para zabiera nas do miasta, a Mateusz prawie umawia się na lunch z kierowcą, z którym jak się okazuje pracują w sąsiedztwie.
Aby tradycji stało się zadość schodzimy z Babiej Góry rozświetlając ciemny las czołówkami. Gdy docieramy do przełęczy Krowiarki (1012 m n.p.m.) pytamy panią sprzedającą oscypki (a raczej zwijającą interes) o dogodne miejsce na złapania transportu do Krakowa. Pani łapie się za głowę i mówi o długiej drodze do Zawoi. Gdy już się nastawiamy na długi spacer pan z ciemnymi wąsami, którego mijaliśmy podczas podejścia na Diablak, oferuje nam podwózkę do Zakopianki. Ochoczo wskakujemy do samochodu i chwilę później łapiemy „stopa” w kierunku Krakowa. Nie czekamy długo. Młoda, sympatyczna para zabiera nas do miasta, a Mateusz prawie umawia się na lunch z kierowcą, z którym jak się okazuje pracują w sąsiedztwie.
Wracamy
przewiani i głodni. Całe szczęście wiatr, nieodzownie towarzyszący Babiej
Górze, nie wywiał nam z pamięci niezapominanych, beskidzkich zachodów słońca, a
głód odczuwa tylko żołądek… cali jesteśmy nasyceni pięknem krajobrazu, który staje
się baśniowy gdy górskie podnóża toną w morzu obłoków, a nam patrzącym na to
z zapartym tchem wyrastają skrzydła…
* na podstawie informacji ze stron: http://www.lipowska.com.pl/Historia.html, http://www.rysianka.com.pl/
** http://pl.wikipedia.org/wiki/M%C4%99dralowa
Zobacz trasę, jaką przebyliśmy w Beskidzie Żywieckim
Zobacz wystawę zdjęć z Beskidu Żywieckiego
Zobacz trasę, jaką przebyliśmy w Beskidzie Żywieckim
Zobacz wystawę zdjęć z Beskidu Żywieckiego
Tak sobie niechcący zajrzałem, a tu tyle nowego.
OdpowiedzUsuńBasia - co za pióro! A zdjęcia - cymes!!!
pudar
Przecież to było rok temu, a przekazane jakby się odbyło co dopiero
OdpowiedzUsuńmamaMa
Było to rok temu, ale teraz znowu jest listopad, więc ja przeczytałam z zaciekawieniem, jakby to było dziś, a na zdjęciach widzę jak piękne mogą być góry jesienią. Nawet wtedy gdy jest szaro i mglisto. Warto wracać w te same miejsca choćby we wspomnieniach... Pozdrawiam Autorów:)
OdpowiedzUsuńOla
Znane widoki, ale jakie piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńBeskidy to całe moje życie. Mieszkam po sąsiedzku, w okolicach Bielska-Białej i tam też zapraszam. Szlaków z pewnością wystarczy Wam na długie wędrowanie. Pozdrawiam Magda http://beskid.bielsko.pl/
OdpowiedzUsuń