O tym szczycie
myślałam ostatnio dosyć często. Wyobrażałam sobie widoki na Beskid Niski,
Sądecki, Pieniny, Tatry, Gorce, Beskid Wyspowy, Żywiecki, Śląski, Makowski…
Stojąc ponad wierzchołkami wysokich świerków patrzyłam na rozległą panoramę i
myślałam o tym jak wiele polskich szlaków czeka na przedreptanie oraz
jak piękne i zróżnicowane są nasze góry. Pomimo, że ziemie tego masywu kryją w
sobie mrożącą krew w żyłach historię, miejsce to dostarczyć może wiele
zachwytu…
17 listopada 2012 roku
Od
wczoraj Kraków, tak jak i reszta Polski, spowity jest gęstą mgłą. O poranku
oddalamy się od miasta w kierunku Beskidu Wyspowego, a biały woal powoli
podnosi się ustępując miejsca promieniom słonecznym i widokom na pagóry. Gdy
docieramy do Przełęczy Przysłop (dobrze nam znanej z wypadu w Gorce), mocne
słońce razi w oczy odbijając się od oszronionych traw. Głęboko wdychamy rześkie
powietrze i wyruszamy żółtym szlakiem na północ. Szlak wiedzie na zmianę
poprzez polany i niezbyt gęsty las, w którym większość drzew utraciła już
liście. Jedynie świerki, jodły i jeszcze złote modrzewie zagęszczają krajobraz.
Na Nowej Polanie, tuż pod Myszycą (877 m n.p.m.) wdrapuję się na ambonę i na dalekim południowo-zachodnim, lekko przymglonym horyzoncie
podglądam znajome szczyty Beskidu Żywieckiego: Babią Górę (1725 m
n.p.m.) i Policę (1369 m n.p.m.). Niebo
jest mocno błękitne i lekko poprzecinane zwiewnymi Cirrusami, a nad Diablakiem wisi kożuszek chmur. Góra ta lubi
przykrywać się kołderką.
Gdy
docieramy na Polanę Skalne rozpostartą pomiędzy Jasieniem (1052 m n.p.m.) i
Kutrzycą (1051 m n.p.m.), naszym oczom ukazuje się łańcuszek Tatr Wysokich.
Oślepieni mocnym, jesiennym słońcem obserwujemy Kieżmarski Szczyt (2558 m
n.p.m.), Łomnicę (2634 m n.p.m.), Durny Szczyt (2621 m n.p.m.), Baranie Rogi (2526
m n.p.m.), Lodowy (2627 m n.p.m.) i Gerlach (2655 m n.p.m.). W sam raz pora na
batona. Stwierdziliśmy, że dzisiaj zrobimy doświadczenie. Kupiliśmy dwa batony
orzechowo-karmelowe, „oryginał” i tańszy odpowiednik. Obydwa posiadają
praktycznie taki sam skład i wartości odżywcze. Jedno z nas zamyka oczy, a drugie
wkłada do ust kawałki „oryginału” i „podróbki” smakołyka w dowolnej kolejności.
Zgadujemy „który jest który” i okazuje się, że kompletnie nie odróżniamy ich od
siebie. Przed następnym wyjazdem wybór będzie prosty ;). Nasyceni węglowodanami
(no dobra, tłuszczykiem też :P) ruszamy dalej i przez rzadki las podglądamy na
zachodnim horyzoncie wzniesienia Beskidu Wyspowego.
Rzeczywiście, wyglądają jak wysepki na morzu pól i łąk. Ani się obejrzeliśmy, a
już minęliśmy Polanę Wały oraz Krzystonów (1012 m n.p.m.) i stoimy przy kapliczce
Matki Boskiej w miejscu skrzyżowania szlaków żółtego i niebieskiego. Teraz
czeka nas podejście na główny cel naszej wędrówki – Mogielicę (1171 m n.p.n.),
czyli najwyższe wzniesienie Beskidu Wyspowego. Aby być dokładnym należy nadmienić,
że nazwa Mogielica dotyczy cegło masywu, a sam szczyt zwany jest Kopą.
Mogielica
to miejsce owiane legendami i mroczną historią. Królowa Beskidu Wyspowego
poślubiona została Łopieniowi – lokalnemu olbrzymowi. W ziemiach masywu
spoczywają skarby zbójników, którzy rachowali pieniądze na północnej skale
pod szczytem Kopy. Jednak nie tylko kosztowności tu pochowano… Ziemia ta pogrzebała
również wisielców, topielców, samobójców i wszelakie inne, przeklęte dla
ludności ciała, których nie przyjęły okoliczne cmentarze. Biedne duszyczki,
które odeszły bez sakramentów, może przynajmniej teraz odnajdą ukojenie w tak
pięknym widokowo miejscu. Stoki Mogielicy pochłonęły również niemiecki
bombowiec, który w niewyjaśnionych okolicznościach rozbił się tu w 1944 roku. Gdy
zapytasz miejscowego gazdę o ten szczyt, nazwie go Zapowiednicą i opowie o
ciemnych chmurach, które zjawiając się nad jego wierzchołkiem zwiastują załamanie pogody.
Czas
znowu mija nam jak z bicza strzelił i po niezbyt męczącym podejściu docieramy
na Polanę Stumorgową. Hala jest ogromna (wielka jak 100 morgów!), a widoki z
tego miejsce sprawiają, że trudno nie przycupnąć przed podejściem na Kopę. Idąc
polaną delektujemy się ciszą, spokojem i piękną panoramą, aż tu nagle za
plecami słyszymy głośny warkot! Szybko usuwamy się z drogi, prawie rozjeżdżają
nas ryczące motory crossowe i na dodatek opluwają nas błotem. Jesteśmy wściekli
tak samo, jak na quady pod Turbaczem. Nie możemy pojąć, jak można tak niszczyć
piękną beskidzką polanę i okrutnym warkotem wprawiać w osłupienie tyle
gatunków zwierząt (wiele rzadkich i chronionych). Dobrze, że przynajmniej na
szczycie i północnych stokach Mogielicy utworzono rezerwat przyrody w trosce o
głuszce. Tuż pod zalesioną kopułą szczytu, w wyższej partii Hali Stumorgowej, siadamy
na ławeczce i delektujemy się ciszą. Zmotoryzowani „barbarzyńcy” nie mają tu
już wstępu. Intensywne słońce rozświetla złote trawy polany, a my mrużąc oczy
spoglądamy na Beskid Wyspowy, Tatry, Gorce, Pieniny i Beskid Sądecki z dumnie
wznoszącą się Radziejową (1266 m n.p.m.).
Z dolnego skraju Polany Stumorgowej na horyzoncie majaczy zamglony łańcuch Tatr chowających się za Gorcami |
W kierunku Kopy |
Przykry widok... przynajmniej dla nas :( |
Sjesta... |
Na
zalesionym szczycie umieszczono w 2008 roku 22-metrową wieżę widokową. Szybko
wdrapujemy się na jej szczyt i mamy wrażenie, że palcami u stóp dotykać możemy
czubków świerków. Sama nie wiem, w którą stronę patrzeć. Mogę wypatrywać
wschodnich wzniesień Beskidu Niskiego, potem zerkać na Beskid Sądecki, Pieniny,
słowacką Magurę Spiską, Gorce, przyćmione przez słońce na południu Tatry
Słowackie i Bielskie oraz nieco bardziej na zachód Babią Górę. Jednak tego dnia
najbardziej podziwiamy nasze polskie, górskie wysepki - Luboń Wielki (1022 m
n.p.m.), Lubogoszcz (967 m n.p.m.), Ćwilin (1060 m n.p.m.), Śnieżnicę (1006 m
n.p.m.) oraz bardziej na północ pasmo Łopienia (951-805 m n.p.m.). Niesamowity
jest ten Beskid WyspowyJ.
Gdzie nie popatrzysz - beskidzkie wyspy... |
Ćwilin i Śnieżnica wyrastają z rozległych dolin, a za nimi po lewej Lubogoszcz, Szczebel i Luboń Wielki |
Szkoda
wracać. Ostatni rzut oka na południowo-wschodni horyzont (ponownie na Hali
Stumorgowej) i kierujemy się na dobrze nam znane skrzyżowanie szlaków żółtego i
niebieskiego. Dzień wcześniej myśleliśmy o dłuższej trasie z uwzględnieniem
Ćwilina, jednak wieczorne plany zmusiły nas do skrócenia naszej wędrówki…
trochę szkoda. Ten dzień jest jakiś dziwny – droga mija nam wyjątkowo szybko.
Jeszcze trochę złotej jesieni na pożegnanie, którą fundują nam po drodze
modrzewie i grubo przed czasem docieramy do Bukówki. Jak to zwykle nam się
zdarza, nie mamy w najbliżej perspektywie szansy na żaden publiczny transport.
Jednak „autostop” idzie jak po maśle.
Gdy
docieramy w okolice Krakowa wita nas mgła. Podobno cały dzień tak tutaj było, a
my kawałek dalej doświadczaliśmy tylu pięknych górskich panoram…
Informacje
zawarte w poście pozyskano ze strony http://www.beskidwyspowy.eu/turystyka/gory,162.html i Wikipedii.
Jak zwykle pięknie... i opis i zdjęcia... :D
OdpowiedzUsuńGóry Was kochają!
(....)